Wędrówka obozowa po Górach Świętokrzyskich
Jak to harcerze, na obozie ruszyliśmy na wędrówkę. Trochę się tego obawiałem, ze może nie dadzą rady. Ale generalnie się udało.
Pierwszy etap Duraczów - Mniów. jakieś niecałe 20 km. Na początek świetny leśny szlak, a potem już sam asfalt. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Jeden z chłopków zemdlał zaraz po wyruszeniu w drogę. Tuz po przerwie obiadowej. Jeszcze dobrze nie wyszliśmy a już kłoda pod nogami. No niestety. Samochód i Łukasz wraca do obozu. A my dalej.
Odcinek Mniów - Kielce - Nowa Słupia pokonamy busem.
Wysiadamy w Nowej Słupi. Jest 18. Szybko ruszamy na górę. Pierwszy raz wchodzę tędy z dużym plecakiem i muszę przyznać, że Świętokrzyskie też potrafią być męczące. Grupa się rozwleka ale wszyscy docierają na szczyt. Ja w tym czasie poszukuje kogoś z klasztoru żebyśmy mogli się gdzieś przespać. Dopiero 3 podejście przynosi efekt. Nie spodziewaliśmy się takich wygód. Łazienka, ciepła woda, łóżka. Pełen luksus. Wyrazy wdzięczności dla Oblatów.
Pierwszy etap Duraczów - Mniów. jakieś niecałe 20 km. Na początek świetny leśny szlak, a potem już sam asfalt. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Jeden z chłopków zemdlał zaraz po wyruszeniu w drogę. Tuz po przerwie obiadowej. Jeszcze dobrze nie wyszliśmy a już kłoda pod nogami. No niestety. Samochód i Łukasz wraca do obozu. A my dalej.
Odcinek Mniów - Kielce - Nowa Słupia pokonamy busem.
Wysiadamy w Nowej Słupi. Jest 18. Szybko ruszamy na górę. Pierwszy raz wchodzę tędy z dużym plecakiem i muszę przyznać, że Świętokrzyskie też potrafią być męczące. Grupa się rozwleka ale wszyscy docierają na szczyt. Ja w tym czasie poszukuje kogoś z klasztoru żebyśmy mogli się gdzieś przespać. Dopiero 3 podejście przynosi efekt. Nie spodziewaliśmy się takich wygód. Łazienka, ciepła woda, łóżka. Pełen luksus. Wyrazy wdzięczności dla Oblatów.
Następnego dnia ruszamy do Świętej Katarzyny. Korzystając z wczesnej pory i nieobecności strażnika parkowego oglądamy gołoboże i schodzimy na dół. Na przełęczy Huckiej jemy śniadanie. Dzień mija szybko. Chłopaki też o dziwo dają rade. Martwią mnie tylko czarne chmury na horyzoncie. Na Łysicy słyszymy pierwsze grzmoty, które rejestrujemy z opóźnieniem myśląc ze to przejeżdżający tir na dole. Zlewa łapie nas dopiero przy kapliczce św. Franciszka. Powiecie starczy przygód na dziś. A skąd. Jeden z chłopaków czegoś dostał. Nie może oddychać, wszystko go boli. Jak się potem okaże to zwykła nerwówka ale karetka i szpital musiały być. To dla niego koniec obozu. Szkoda. Oddaje go w ręce rodziców i ruszam w pogoń.
Reszta dociera busem do Tokarni, tam też ich doganiam. Cała salka parafialna zawalona harcerzami, wszyscy padnięci. Szybka kolacja i spać.
Reszta dociera busem do Tokarni, tam też ich doganiam. Cała salka parafialna zawalona harcerzami, wszyscy padnięci. Szybka kolacja i spać.
Następny dzień wita piękne słońce. Idealna pogoda na prysznic pod wężem ogrodowym. Potem śniadanie i ruszamy do Muzeum Wsi Kieleckiej. Nie ma się co rozpisywać, szału nie było. Połowa zamknięta, druga połowa w remoncie, kowal gadający bzdury zamiast fajnie opowiadać o swojej pracy. Kuszą nas jeszcze Chęciny będące zdaje się na wyciągnięcie ręki. Zapada decyzja - wracamy.
Znowu busy. Docieramy do obozu wchodząc w czwórkach jakbyśmy nigdzie nie wychodzili. prosto na kolację.
Znowu busy. Docieramy do obozu wchodząc w czwórkach jakbyśmy nigdzie nie wychodzili. prosto na kolację.
Rozterki końcowowakacyjne
Rok temu pomysł na Bieszczady powstał właśnie na obozie. Naturalnym było że w tym roku też pojedziemy. W końcu Tarnica czeka. Tyle, że ten obóz był inny, dziwny. Wszyscy się zmieniliśmy, wszystko się zmieniło. I co teraz. Góry dalej są w planach. Tylko gdzie i z kim. Gdzie? Bieszczady, Beskid Żywiecki i Diablak, czy może, jak ktoś rzucił, Alpy? No i z kim? Zeszłoroczna ekipa miała coś w sobie. Może to i było drugie dno, ale było czuć między nami ducha gór, mówiliśmy podobnym językiem. W tym roku głośno mówiłem o tym wyjeździe. Teraz zastanawiam się, czy potrzebnie. Jakoś tak mam, że jak coś robię to czuje się za to odpowiedzialny, może za bardzo. To przez to Tarnica w zeszłym roku została w tyle. Tyle, że rok temu byli sami dorośli ludzie, którzy sami za siebie odpowiadali. A w tym roku? Zeszłoroczny skład jak na razie się sypie, przynajmniej takie mam wrażenie. Za to przybywa chętnych. Tylko czy mam siłę, ochotę i chęć brać młodych w góry? Po pierwsze miałem odpoczywać, po drugie to chyba nie mój klimat, no i kolejne dni czucia odpowiedzialności za kogoś. A przecież ktoś im te góry musi pokazać...
No i kwestia gdzie. Bieszczady - sentymentalne, nie wiem czy nie za bardzo. No i Hona nie ma...
Babia - ciągnie, no i ten pomysł na wschód słońca na szczycie:)
Alpy - sam nie wiem... Zawsze ciągnęło mnie pod Matterhorn tylko że wyobrażałem sobie jednak zdobywanie 4-tysięczników. A może to tylko głupia imaginacja, przecież "tam też są i niższe szczyty". Ale ja chyba nie potrafię uprawiać trekkingu z małym plecaczkiem, wracając co dzień w to samo miejsce.
Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni w przeciągu najbliższych kilku dni.
W końcu nic się nie wyjaśniło. Koniec września spędziłem na praktykach, a rok akademicki tak przygniótł, że nawet nie było kiedy myśleć nad wyjazdami. Ale góry siedzą w głowie. Są nowe pomysły. maksymalnie wykorzystujące czas. Napisze jak się uda. trzymajcie kciuki. A z Babiej Góry nie rezygnuje.
"Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni w przeciągu najbliższych kilku dni." Chyba jak narazie to nic się nie wyjaśniło.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że Ty chyba masz coś na tle psychicznym z tą chorą odpiwedzialnością.
Ja bym jednak obstawała przy Bieszczadach, jak nie "Pod Honem" to może http://www.lupkow.pl/flash.php?lang=PL :-))? Wykreuj jakąś trasę na wrzesień.
Liczę bardzo na to, że pojedziemy we czwórkę.