poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Nadrabiamy zaległości

Uzupełniając listę, zanim zaczną się kolejne.

Wędrówka obozowa po Górach Świętokrzyskich
Jak to harcerze, na obozie ruszyliśmy na wędrówkę. Trochę się tego obawiałem, ze może nie dadzą rady. Ale generalnie się udało.
Pierwszy etap Duraczów - Mniów. jakieś niecałe 20 km. Na początek świetny leśny szlak, a potem już sam asfalt. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Jeden z chłopków zemdlał zaraz po wyruszeniu w drogę. Tuz po przerwie obiadowej. Jeszcze dobrze nie wyszliśmy a już kłoda pod nogami. No niestety. Samochód i Łukasz wraca do obozu. A my dalej.
Odcinek Mniów - Kielce - Nowa Słupia pokonamy busem.
Wysiadamy w Nowej Słupi. Jest 18. Szybko ruszamy na górę. Pierwszy raz wchodzę tędy z dużym plecakiem i muszę przyznać, że Świętokrzyskie też potrafią być męczące. Grupa się rozwleka ale wszyscy docierają na szczyt. Ja w tym czasie poszukuje kogoś z klasztoru żebyśmy mogli się gdzieś przespać. Dopiero 3 podejście przynosi efekt. Nie spodziewaliśmy się takich wygód. Łazienka, ciepła woda, łóżka. Pełen luksus. Wyrazy wdzięczności dla Oblatów. 
Następnego dnia ruszamy do Świętej Katarzyny. Korzystając z wczesnej pory i nieobecności strażnika parkowego oglądamy gołoboże i schodzimy na dół. Na przełęczy Huckiej jemy śniadanie. Dzień mija szybko. Chłopaki też o dziwo dają rade. Martwią mnie tylko czarne chmury na horyzoncie. Na Łysicy słyszymy pierwsze grzmoty, które rejestrujemy z opóźnieniem myśląc ze to przejeżdżający tir na dole. Zlewa łapie nas dopiero przy kapliczce św. Franciszka. Powiecie starczy przygód na dziś. A skąd. Jeden z chłopaków czegoś   dostał. Nie może oddychać, wszystko go boli. Jak się potem okaże to zwykła nerwówka ale karetka i szpital musiały być. To dla niego koniec obozu. Szkoda. Oddaje go w ręce rodziców i ruszam w pogoń.
Reszta dociera busem do Tokarni, tam też ich doganiam. Cała salka parafialna zawalona harcerzami, wszyscy padnięci. Szybka kolacja i spać. 
Następny dzień wita piękne słońce. Idealna pogoda na prysznic pod wężem ogrodowym. Potem śniadanie i ruszamy do Muzeum Wsi Kieleckiej. Nie ma się co rozpisywać, szału nie było. Połowa zamknięta, druga połowa w remoncie, kowal gadający bzdury zamiast fajnie opowiadać o swojej pracy. Kuszą nas jeszcze Chęciny będące zdaje się na wyciągnięcie ręki. Zapada decyzja - wracamy.
Znowu busy. Docieramy do obozu wchodząc w czwórkach jakbyśmy nigdzie nie wychodzili. prosto na kolację.

Rozterki końcowowakacyjne
 Rok temu pomysł na Bieszczady powstał właśnie na obozie. Naturalnym było że w tym roku też pojedziemy. W końcu Tarnica czeka. Tyle, że ten obóz był inny, dziwny. Wszyscy się zmieniliśmy, wszystko się zmieniło. I co teraz. Góry dalej są w planach. Tylko gdzie i z kim. Gdzie? Bieszczady, Beskid Żywiecki i Diablak, czy może, jak ktoś rzucił, Alpy? No i z kim? Zeszłoroczna ekipa miała coś w sobie. Może to i było drugie dno, ale było czuć między nami ducha gór, mówiliśmy podobnym językiem. W tym roku głośno mówiłem o tym wyjeździe. Teraz zastanawiam się, czy potrzebnie. Jakoś tak mam, że jak coś robię  to czuje się za to odpowiedzialny, może za bardzo. To przez to Tarnica w zeszłym roku została w tyle. Tyle, że rok temu byli sami dorośli ludzie, którzy sami za siebie odpowiadali. A w tym roku? Zeszłoroczny skład jak na razie się sypie, przynajmniej takie mam wrażenie. Za to przybywa chętnych. Tylko czy mam siłę, ochotę i chęć brać młodych w góry? Po pierwsze miałem odpoczywać, po drugie to chyba nie mój klimat, no i kolejne dni czucia odpowiedzialności za kogoś. A przecież ktoś im te góry musi pokazać...
No i kwestia gdzie. Bieszczady - sentymentalne, nie wiem czy nie za bardzo. No i Hona nie ma...
Babia - ciągnie, no i ten pomysł na wschód słońca na szczycie:)
Alpy - sam nie wiem... Zawsze ciągnęło mnie pod Matterhorn tylko że wyobrażałem sobie jednak zdobywanie 4-tysięczników. A może to tylko głupia imaginacja, przecież "tam też są i niższe szczyty". Ale ja chyba nie potrafię uprawiać trekkingu z małym plecaczkiem, wracając co dzień w to samo miejsce.
Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni w przeciągu najbliższych kilku dni. 

W końcu nic się nie wyjaśniło. Koniec września spędziłem na praktykach, a rok akademicki tak przygniótł, że nawet nie było kiedy myśleć nad wyjazdami. Ale góry siedzą w głowie. Są nowe pomysły. maksymalnie wykorzystujące czas. Napisze jak się uda. trzymajcie kciuki. A z Babiej Góry nie rezygnuje.   


1 komentarz:

  1. "Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni w przeciągu najbliższych kilku dni." Chyba jak narazie to nic się nie wyjaśniło.
    Powiem Ci, że Ty chyba masz coś na tle psychicznym z tą chorą odpiwedzialnością.
    Ja bym jednak obstawała przy Bieszczadach, jak nie "Pod Honem" to może http://www.lupkow.pl/flash.php?lang=PL :-))? Wykreuj jakąś trasę na wrzesień.
    Liczę bardzo na to, że pojedziemy we czwórkę.

    OdpowiedzUsuń